- … i jasne, rozumiem, że jej
dziadek znalazł się w szpitalu i jego stan znacznie się pogorszył po tym, jak
zaatakowali bestię, ale to przecież nie jest moja wina! – narzekał Scott,
chodząc za nim krok w krok. – Przecież nie kazałem mu tam iść! To nie ja
doprowadziłem go do takiego stanu, więc czemu wyżywa się na mnie?!
Stiles mruknął z irytacją,
siadając na krześle i wracając do przekopywania Wikipedii. Chciał znaleźć
trochę przydatnych rad przy opatrywaniu paskudnych ran. Nie miał pojęcia, czy
łowcy, którym pomagał kilka dni wcześniej, ciągle żyją, ale tego typu rzeczy
zawsze dobrze wiedzieć, więc równie dobrze mógł poświęcić im trochę uwagi.
- Powiedziałeś jej o tym? –
spytał.
- Tak! Obraziła się na mnie i
powiedziała, że powinienem sobie już pójść i mam się do niej nie odzywać przez
kilka dni, bo potrzebuje przestrzeni! – westchnął z irytacją. – Czy ja naprawdę
zrobiłem coś złego? Nie miałem na myśli nic złego! A tak w ogóle, to dlaczego…
co ty tak właściwie robisz?
- Szukam informacji.
- Na temat leczenia ran
spowodowanych przez dzikie zwierzę? Czy ja o czymś nie wiem, Stiles?
- Co? Nie? To znaczy… Nie,
oczywiście że nie. Wszystko ci mówię.
Scott spojrzał na mnie
podejrzliwie.
- Na pewno? Bo ostatnio dziwnie
się zachowujesz.
- Ja? – Stiles zrobił niewinną
minę. Rozważał wplątanie Scotta w ten cały bałagan, ale chwilowo postanowił
jeszcze się wstrzymać. – Wydaje ci się. Zachowuję się jak zawsze. Wiesz. Sto
procent dziwactwa, to ja. Co z tą Allison?
- Ha! Próbujesz zmienić temat!
Aż dziwne, że zauważyłeś,
pomyślał Stiles. Zazwyczaj Scott miał klapy na oczach, kiedy chodziło o Allison
i nic nie było w stanie tego zmienić.
- Wcale nie. To jak?
Scott zagryzł dolną wargę,
wahając się chwilę. Chęć wylania swoich żali zwyciężyła i kontynuował swoją
historię o Allison.
Stiles słuchał go tylko
połowicznie. Dotarło do niego tylko tyle, że dziadek Allison zasłabł po ich
eskapadzie do lasu i zabrano go do szpitala na badania. Jego stan był ponoć
dość poważny.
- Aż tak dostał w kość po jednym
wypadzie do lasu? – powiedział cicho do siebie.
Scott to usłyszał i powiedział.
- Nie tyle wyjście do lasu co
fakt, że ma raka w zaawansowanym stadium.
- He?
- No. Allison nigdy nie była
blisko ze swoim dziadkiem, ale ostatnio poznała go lepiej. Nawet nie chcę
myśleć o jej reakcji na jego śmierć. Nie rozumiem, dlaczego Gerard nie
zrezygnuje z tych polowań, skoro tak bardzo obciążają jego organizm. To takie
głupie i niepotrzebne.
Stiles zmarszczył brwi. Scott w
sumie miał rację. Jasne, Gerard nie lubił wilkołaków, ale skoro jego życie
dobiegało końca, po co zawracać sobie tym wszystkim głowę? Stiles chciałby po
prostu cieszyć się życiem.
No, ale Stiles nie był psychopatą
jak Gerard, więc pewnie stąd wynikała ta różnica.
Scott jęczał i jęczał mu nad
uchem, dopóki jego mama nie zadzwoniła i kazała mu wrócić do domu. Scott tylko
jeszcze bardziej zaczął narzekać, bo najwyraźniej jego mama dostała telefon ze
szkoły i zapowiadało się na nieprzyjemną rozmowę.
- Daj mi znać, co i jak –
poprosił Stiles.
Scott westchnął ciężko.
- O ile nie zostanę odcięty od
świata zewnętrznego – mruknął brunet z niezadowoleniem i wyszedł.
Stiles jeszcze przez jakiś czas
siedział na komputerze, szukając w Internecie przydatnych informacji. Gdy
skończył, pozbierał swoje rzeczy i pojechał na zakupy i po konkretne
zaopatrzenie do apteki, a potem do lasu.
Nie miał pojęcia, czego się
spodziewać. Peter był absolutnie nieprzewidywalny. Mógł przywitać Stilesa z
radością lub rzucić się na niego z pazurami. Z tego względu Stiles czuł się
trochę niepewnie, idąc przez las.
Drugą niewiadomą był Derek.
Wilkołak wyraźnie dał mu do zrozumienia, że ma się więcej nie pojawiać w lesie.
Nie będzie zadowolony, że zignorował jego polecenie, to pewne. Powinien się
jednak domyślić, że Stiles wróci prędzej czy później. Nie mogło być inaczej,
zwłaszcza po tym gorącym pocałunku ostatnim razem. Stiles chodził nakręcony tym
pocałunkiem przez całe cztery dni. Fiut mało mu nie odpadł od trzepania do
zawrotnych godzin porannych. W końcu mu trochę przeszło i chciał… czegoś
realnego. Zdecydowanie zamierzał wrócić po więcej czy Derekowi się to podobało,
czy też nie. Jeśli Derek myślał, że po tym, jak pocałował Stilesa, ten tak po
prostu ich oleje, był w wielkim błędzie. Miał tylko więcej powodów, żeby
rozwiązać zagadkę i jakoś przysłużyć się watasze.
No więc… Idąc do domu Hale’ów,
spodziewał się wszystkiego. Zbiorowego ataku. Warczenia i gryzienia. Rozrywania
na kawałki. Kłótni. Wspólnego wygrzewania się na słońcu, którego jakoś ostatnio
nie było. Robienia wianków z kwiatów?
W głowie miał jeszcze wiele
innych dziwnych scenariuszy, ale na to, co zastał, nie był przygotowany.
Jakieś dwadzieścia metrów od domu
Derek, Boyd i Isaac kopali dziurę. Erica i Liam przyglądali się w ciszy, stojąc
kilka metrów dalej. Niedaleko od nich leżało zawinięte w czarny worek i
owinięte sznurem coś, co do złudzenia przypominało sylwetkę człowieka.
- Co wy robicie? – spytał Stiles,
patrząc na nich szeroko otwartymi oczami. Powinien zawrócić? Jeśli w worku był
trup, nie chciał podzielić jego losu.
Derek tylko na niego zerknął i pokręcił głową
w geście dezaprobaty, po czym chwycił mocniej za szpadel i zaczął kopać
bardziej energicznie. W domu Cora kłóciła się z kimś, krzycząc wniebogłosy.
- Kopiemy dół – odpowiedział
Isaac jakby nigdy nic.
- To już zauważyłem – odparował
Stiles.
- To co się głupio pytasz? –
odszczeknął się Isaac.
Derek spojrzał na Isaaca, świecąc
na niego oczami ostrzegawczo. Isaac zamknął się i nic więcej nie powiedział.
- Czy to… L-Laura? – zapytał
Stiles niepewnie. W końcu nie miał pojęcia, co zrobiono z jej ciałem, ale jakoś
nie chciało mu się wierzyć, że tak by ją pochowali i to tak późno. Wilkołaki
chyba nie różniły się pod tym względem od ludzi, prawda?
Prawda?!
- Nie bądź głupi – odparł Boyd. –
To jeden z łowców.
- Coo?! Zabiliście go?!
- Sam się zabił – burknęła Erica.
- Co? Czy ktoś mógłby mi
wytłumaczyć, co się stało? – zapytał w końcu, załamując ręce. Nie miał pojęcia,
co to wszystko miało znaczyć.
- Peter był zły, że przeżyli,
więc postanowił się zabawić i ich pogryzł – wyjaśnił Liam. – Łowcy mają kodeks.
Jeśli któreś z nich zostanie ugryziony, kodeks nakazuje im odebrać sobie życie.
Ten idiota rzeczywiście to zrobił.
Wszyscy byli obojętni. Stiles
rozumiał, że łowcy stali po przeciwnej stronie barykady, ale zupełny brak
reakcji trochę go przerażał. Z drugiej strony był tylko głupim dzieciakiem,
który jeszcze wiele musiał się nauczyć. Może właśnie przyszedł czas na
poważniejsze lekcje?
- Gdzie jest ten drugi? – spytał
zamiast tego.
Drzwi od domu otworzyły się
gwałtownie, obijając o ścianę z impetem, ukazując wściekłą Corę. Dziewczyna
zeszła pospiesznie po schodach i warcząc głośno, ruszyła w stronę lasu. Gdy
Stiles spojrzał na nią ze zdumieniem zobaczył, że jej oczy nie świeciły się
dłużej na żółto, lecz na niebiesko, tak jak Dereka i wcześniej Petera, zanim
ten został alfą. Co to oznaczało?
Do tej pory wydawało mu się, że
może kolor oczu zmienia się w zależności od wieku lub jest jakoś uwarunkowany
genetycznie. Istniała też opcja, że kolor określał pozycję w stadzie. Skoro
jednak nagle kolor oczu Cory zmienił się, musiało to chyba oznaczać coś jeszcze
innego. Stiles wątpił, że awansowała w hierarchii po tym, jak otwarcie
sprzeciwiała się nowemu alfie. Nie była też starsza niż reszta młodych wilków w
watasze, no i genetyka nie miała tu nic do powiedzenia, więc żadna z jego
teorii najwyraźniej nie okazała się trafna.
- Czemu oczy Cory świecą na
niebiesko? – spytał, drapiąc się po głowie. – Peter dowodzi przez dwa dni i już
wszystko stoi na głowie?
Nikt mu nie odpowiedział. Derek i
Isaac chwycili za ciało owinięte w worek i wrzucili je do dołu, a potem bez
słowa zaczęli zakopywać. Stiles przełknął głośno ślinę. Derek był wkurzony.
Nie… on był wściekły. I Stiles wiedział, czyja to sprawka, ale hej! Czego Derek
się spodziewał? Że po tym pocałunku Stiles nagle przestanie się w to wszystko
mieszać? Jego niedoczekanie!
- Erica? – zwrócił się
bezpośrednio do jednej z osób, która zazwyczaj nie miała nic przeciwko, żeby z
nim gadać. Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Chodź, przejdziemy się. Muszę
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Ten trup wali na kilometr.
Stiles z chęcią poszedł z nią do
lasu. Atmosfera wśród wilkołaków była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
Stiles często funkcjonował w takich warunkach, ale nie razem z nabuzowaną grupą
wilkołaków. Wolał poczekać, aż im trochę przejdzie. Nie chciał, żeby go przez
przypadek rozerwały na strzępy.
Szli w ciszy dłuższą chwilę,
zanim Erica westchnęła ciężko i powiedziała:
- Oczy Cory zmieniły kolor po
walce z łowcami. To znak, że kogoś zabiła.
Co?
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Co?
- To, co słyszałeś – powiedziała.
– Cora zabiła jednego z łowców, jej oczy zmieniły kolor na niebieski. Tak się
dzieje, kiedy odbierasz życie innemu człowiekowi.
Stiles pokręcił głową. Więc to o
to chodziło? Wilkołaki, które kogoś zabiły, miały niebieskie oczy? Ale
przecież…
Peter miał niebieskie oczy. To
jakoś go nie dziwiło, ale…
Derek. Derek też od początku miał
niebieskie oczy.
Teraz, gdy o tym myślał,
właściwie nie wiedział, skąd to zaskoczenie. To w końcu było logiczne. Derek
był starszy niż większość członków stada. Bardziej doświadczony. Silniejszy,
zwinniejszy… Radził sobie w walce z łowcami, podczas gdy młodsze wilki miały z
tym spore problemy. Dlaczego tak go zdziwiło, że Derek miał na sumieniu czyjąś
śmierć?
- Od kiedy Derek…? – urwał,
patrząc na Ericę wyczekująco.
- Od kiedy jeden z łowców
zastrzelił na moich oczach mojego młodszego brata – rzucił Derek, pojawiając
się nagle tuż przy nich. Spojrzał na Ericę porozumiewawczo, po czym złapał
Stilesa dość boleśnie za ramię i zaczął go ciągnąć w las. – Zdaje się, że
musimy porozmawiać.
Stiles syknął z bólu, próbując
się zaprzeć, ale Derek był zbyt silny. Bez problemu ciągnął go za sobą przez
las, jakby w ogóle nie zauważał jego prób wyrwania się. I pewnie tak było.
Wcześniej Stiles wypatrywał
każdej jednej chwili, którą mógł spędzić z Derekiem, nawet nie sam na sam, po
prostu blisko niego. Teraz modlił się, żeby ktoś go uratował, bo Derek był
wściekły i Stiles nie zamierzał pełnić w najbliższym czasie wilkołaczego
gryzaka.
Derek w końcu zatrzymał się,
puszczając jego ramię i stając przed nim z założonymi na piersi rękami. Patrzył
na Stilesa wyczekująco. Kiedy ten tylko się na niego gapił, brwi Dereka
podjechały powoli do góry.
Stiles uśmiechnął się lekko,
robiąc najniewinniejszą minę, na jaką było go stać. To, że od lat już nie
działała na jego ojca nie oznaczało, że tak samo będzie w przypadku Dereka.
- Co ty wyprawiasz?! – spytał w
końcu wilkołak, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
- Ja? Ja nic nie wyrabiam! To ty
mnie zaciągnąłeś gdzieś w las jak książkowy czarny charakter. Nie wziąłeś
szpadla, żeby mnie gdzieś tu zakopać, prawda? – Stiles przyjrzał mu się
uważnie. – Nie wziąłeś, uff!
- Stiles! – syknął Derek. –
Mówiłem ci, żebyś tu nie wracał.
- I co? Myślałeś, że posłucham? –
odszczeknął się nastolatek.
- Stiles.
Ton głosu bruneta jasno
sugerował, że jego cierpliwość się kończy. Stiles wzruszył beztrosko ramionami,
grając twardziela.
- Co? – spytał obronnie. –
Naprawdę sądziłeś, że już nie wrócę? Żartujesz sobie? Nie możesz tak po prostu
całować ludzi i kazać im sobie iść, Derek. To niegrzeczne.
Derek jęknął cicho, chowając
twarz w dłoniach.
- To dlatego ciągle tutaj jesteś?
- Wróciłbym tak czy siak –
przyznał Stiles, ponownie wzruszając ramionami. – Pocałunek tylko trochę
przyspieszył cały proces.
- Mówiłem ci, że to nie ma sensu!
– argumentował Derek, żywo gestykulując. Stiles aż się na niego zapatrzył.
Derek zwykle nie mówił za wiele. Słuchanie teraz całych wypowiedzi z jego ust
było dla nastolatka dość nowym doświadczeniem. – Jesteśmy zbyt osłabieni, by
skutecznie się bronić, a Peter prędzej czy później i tak pociągnie nas na dno.
Nie może cię tutaj być, kiedy to się stanie!
- Jestem już dużym chłopcem,
potrafię o siebie zadbać.
Z ust Dereka wydobył się warkot.
Stiles aż podskoczył, kiedy to usłyszał.
- To nie jest kwestia dbania o
siebie! Mówimy tutaj o sytuacjach na śmierć i życie.
- Co żeś się tak uparł na to,
żeby mnie trzymać od tego z daleka? Inni nie mają problemów z tym, że tutaj
jestem i wam pomagam.
Derek zacisnął mocno zęby. Jego
oczy zaczęły świecić na jaskrawo niebieski kolor. Gdy zbliżył twarz do twarzy
Stilesa, nastolatek miał wrażenie, że zaraz popuści ze strachu. Mimo to
dzielnie patrzył mu w oczy, ledwo powstrzymując odruch odsunięcia się i to jak
najdalej. Wiedział, że Derek słyszy, jak szybko wali mu serce, ale trudno. Nad
tym akurat nie był w stanie zapanować.
- Inni nie są związani z tobą
magiczną więzią, która doprowadzi ich do szału, jeśli coś ci się stanie –
powiedziała Cora. Stiles podskoczył i obejrzał się przez ramię. Kompletnie nie
słyszał, kiedy się pojawiła.
Derek warknął po raz kolejny, tym
razem na nią.
Stiles przeniósł wzrok na bruneta
i zmarszczył brwi.
- Co? – zapytał mało elokwentnie.
Nie miał pojęcia, o czym mówi Cora.
- Więź? – spojrzała na niego wyczekująco.
Gdy dalej tylko wpatrywał się w nią z otwartymi ustami, sapnęła i dodała: – Ta,
o której mówiłyśmy ci z Laurą podczas pełni? Która może być błogosławieństwem
lub przekleństwem? Coś świta? - Świtało,
jasne, że świtało, ale… - Derek jest w ten sposób związany z tobą. Czy też
raczej będzie, jeśli się na to zdecydujecie. Instynkt opiekuńczy, jak widać,
działa bez zarzutu i bez przypieczętowania więzi.
Stiles przeniósł wzrok z Cory na
Dereka i z powrotem.
Co?
Pierwszą myślą było to, że Cora
go wkręca. Drugą, że to nie jest możliwe. Derek nie zachowywał się jak ktoś,
kto był z nim związany. Wręcz przeciwnie, unikał go jak ognia i…
Stiles zamarł i zmarszczył brwi,
spoglądając na Dereka. Czy to o to chodziło? Derek nie zachowywał się tak
dlatego, że go nie lubił. Derek chyba zwyczajnie nie wiedział, jak się
zachować.
- Wow, serio? – uśmiechnął się
szeroko. Czy to oznaczało, że Derek był jego?
Jeśli go nie wkręcali,
oczywiście.
- Jeszcze cię nie ugryzłem,
ciągle mogę cię udusić i wyjść z tego w jednym kawałku – powiedział Derek
całkiem poważnie.
Uśmiech spełzł Stilesowi z
twarzy. Jasne, wiedział, że to nie będzie takie proste.
No i tak właściwie patrząc na
Dereka, Stiles nie był pewny, czy Derek w ogóle chce być z nim związany. Więź
nie oznaczała tego, że Derek go wybrał, tylko że jakaś stara magia narzuciła mu
akurat jego. Derek mógł go nie chcieć i się wkurzać, że przypisano mu jakiegoś
irytującego nastolatka. Może to dlatego od początku tak dziwnie traktował
Stilesa i trzymał go na dystans, a nie dlatego, że nie wiedział, jak się
zachować.
Tylko, w takim razie, dlaczego go
pocałował?
Stiles westchnął ciężko.
- Okej, dobra, nic już nie wiem –
przyznał. – Ale może najpierw postawmy sprawę jasno. Nie zamierzam się teraz
wycofywać. Nie po to ryzykowałem i kradłem informacje z komisariatu, żeby teraz
olać całą sprawę. Jestem w tym z wami, czy ci się to podoba, czy nie, Derek. –
Wilkołak zacisnął zęby, patrząc na niego morderczo. – Nie musisz na mnie
patrzeć, jakbyś chciał mnie zabić. Wierz mi, dotarło za pierwszym razem. Eh, możemy porozmawiać o tej „więzi”, jeśli
chcesz?
- Nie trzeba – burknął wilkołak.
A szkoda, pomyślał Stiles z
westchnieniem. Wiedział jednak, że to nie ucieknie. Nie sądził, żeby Derek
chciał o tym rozmawiać ani brnąć w to dalej, a przynajmniej nie teraz. Kilka
dni wcześniej zginęła jego siostra, z którą był bardzo blisko. Żądanie od niego
czegokolwiek w takiej sytuacji byłoby okrucieństwem i nieważne jak bardzo
Stiles chciał się z nim znowu całować – to mogło poczekać. Niestety.
- Okej, dobra, co się zmieniło od
kiedy Peter jest alfą?
- Czemu mielibyśmy ci powiedzieć?
– spytała Cora niemal napastliwie. – I tak nic nie masz tutaj do powiedzenia.
- Dzięki, Cora. Zdecydowanie
wiesz jak sprawić, żeby ktoś czuł się mile widziany – odparł sarkastycznie.
Derek pokręcił tylko głową i
zaczął iść z powrotem w stronę domu. Najwyraźniej nie zamierzał brać udziału w
tej rozmowie. Jak zwykle zresztą.
- Taka jest prawda – powiedziała,
podążając za swoim bratem.
- Prawda jest taka, że sytuacja
coraz bardziej się komplikuje, a my dalej nie wiemy, kto zabija???
- I co? Ty niby znajdziesz tego
kogoś? – parsknęła z politowaniem.
Stiles westchnął zirytowany.
Dlaczego wszyscy się tak zachowywali?! Przecież chciał im pomóc! Nosił im
jedzenie, łamał dla nich prawo, a oni mieli go kompletnie gdzieś.
Zacisnął zęby, idąc za nimi w
stronę domu. No, a przynajmniej miał nadzieję, że szli w stronę domu.
Za każdym razem, kiedy traktowali
go w ten sposób, czuł jeszcze większą potrzebę, żeby znaleźć prawdziwego
mordercę i im udowodnić, że brak supermocy nie oznaczał, że był nieprzydatny.
Gdy doszli przed dom, Stiles po
raz pierwszy miał okazję zobaczyć przemienionego łowcę. Był to ten
dwudziestokilkuletni mężczyzna, który znajdował się w o wiele gorszym stanie
niż ten drugi, którego najwyraźniej już zakopali. Po jego ranach nie było nawet
śladu. Wyraźnie nie wiedział, co ze sobą zrobić. Siedział całkiem na uboczu,
patrząc tępo w przestrzeń.
Peter wyszedł z domu i spojrzał
na niego z uniesionymi brwiami.
- Jeszcze tu jesteś? – spytał,
patrząc na łowcę. – Myślałem, że już się wreszcie zabiłeś. Nikt nie będzie
kopał dla ciebie jamy pod wieczór, więc lepiej się pospiesz.
Łowca warknął, a jego oczy
zaczęły się świecić. Ku zdumieniu Stilesa, świeciły się na żółto. Nie zabił
jeszcze nikogo? Czy może nie zabił jeszcze żadnego człowieka?
Czy to była jakaś różnica?
Peter zaczął się śmiać.
- Chcesz spróbować szczęścia? –
spytał z wyraźną satysfakcją. Droczenie się z łowcą najwyraźniej bardzo go
bawiło.
Stiles się w sumie nie dziwił.
Łowca był w tej grupie, która wymordowała większość jego stada. Gdyby chodziło
o rodzinę Stilesa, nastolatek też nie miałby litości.
Peter pewnie pogryzł łowców, bo
był przekonany, że obaj popełnią samobójstwo i będzie ich miał z głowy. To, że
jeden tego nie zrobił, musiało być mu wybitnie nie na rękę. Stiles nie był
pewny, co on sam o tym wszystkim myśli. Obecność przemienionego łowcy okropnie
komplikowała całą sytuację. Stado już było podzielone, a temu facetowi nikt nie
zaufa i nikt mu niczego nie powie, co mimowolnie doprowadzi do większego
rozłamu. Stiles nie sądził też, żeby ten wilk przetrwał długo. Bez treningu nie
miał szans, a łowcy na pewno nie będą się z nim cackać tylko dlatego, że kiedyś
był jednym z nich.
Wzdychając ciężko, podszedł do
niego i usiadł dość blisko. Łowca spojrzał na niego, ale nic nie powiedział.
- Derek, Liam… Wy walczycie
przeciwko mnie. Reszta obserwuje i wyciąga wnioski.
Chłopaki skinęli i zdjęli bluzy i
koszulki, odkładając je na bok. Obaj przemienili się częściowo, pozwalając
swoim pazurom i kłom urosnąć.
Chwilę później walka się
rozpoczęła.
Stiles nie widział wcześniej
Petera w akcji, nie przeciwko dorosłym wilkołakom. Nie miał więc pojęcia, czy
jego siła pochodzi od niego samego, czy statusu alfy, ale był lepszy niż
walczące z nim wilkołaki. Był zdecydowanie lepszy niż Derek.
- Też powinieneś zacząć się uczyć
– rzucił Stiles, zerkając na łowcę. – Jeśli chcesz przeżyć, znaczy się, a skoro
jeszcze tutaj jesteś, to chyba chcesz.
Łowca spojrzał na niego i
powiedział:
- Co w tym miejscu robi syn
Szeryfa, hm?
Stiles uśmiechnął się.
- Rozwiązuje zagadkę morderstwa.
Łowca prychnął.
- Powodzenia z tym.
- Wiesz coś na temat… - urwał,
kiedy nagle Liam wrzasnął, padając na ziemię. Stiles skrzywił się widząc, że
jego noga jest dziwnie wygięta. Derek ciągle atakował, dając czas Liamowi na
pozbieranie się do kupy, ale Peter w końcu znalazł sposób i na niego. Chwilę
później Derek już klęczał na ziemi z pazurami Petera gotowymi rozerwać mu
gardło.
- Trup – rzucił Peter
nonszalancko, puszczając go i popychając na ziemię. – Jeden i drugi.
- Kurwa! – zaklął Liam, z trudem
stając na nogi.
- Wyrażaj się – rzucił Peter. –
Dzieci cię słyszą.
Liam skrzywił się, ale nic nie
powiedział. Atmosfera była wyraźnie napięta. Stiles się nawet zaczął
zastanawiać, czy wilki zaraz nie rzucą się zgodnie na Petera i nie rozerwą go
na strzępy.
Nic nie było takie jak wcześniej.
Gołym okiem było widać, jak bardzo stado zmieniło się po śmierci Laury. Wszyscy
byli wredni, podenerwowani i wybuchowi. Stiles podejrzewał, że walka sprzed
chwili nie miała na celu treningu, o nie. Peter wybrał dwa najsilniejsze wilki
zaraz po sobie i jasno pokazał, że radzi sobie z nimi bez problemu. Był
najsilniejszy. Chciał, żeby reszta zaakceptowała jego przywództwo i to jak
najszybciej. Stiles nie sądził, żeby Peter był materiałem na dobrego alfę, ale
wątpił też, by w tej sytuacji było jakieś inne wyjście niż zaakceptowanie go.
Peter już stał się alfą i jeśli nie istniał jakiś mało inwazyjny sposób na
odebranie mu tego statusu, nie było sensu się o to teraz sprzeczać i to w
takich okolicznościach.
Wataha musiała zacząć znowu
współpracować tak, jak prawdziwe wilki robiły to w naturze. To była ich jedyna
szansa na wyjście z tego cało. Nie dało się też ukryć, że jeśli wykończyliby
Petera, w stadzie nie było nikogo, kto mógłby przewodzić. No, był Derek, ale
nastolatek podejrzewał, że a) Derek wcale nie chciał być przywódcą i b) był
zbyt młody i niedoświadczony, żeby jednym zostać. Co oznaczało, że Peter był
jedyną opcją. Lubiany czy nie, miał doświadczenie i był dobrym strategiem,
Laura sama to przyznała. Jeśli ktoś miał szansę wyciągnąć ich z tego bagna, to
był to niestety Peter.
Tylko jak przekonać do tego
resztę?
Z Corą nawet nie było co
rozmawiać. Była uparta jak osioł i szła w zaparte od samego końca. To on najwięcej
wykłócała się z Peterem, dlatego nie było sensu próbować przemówić jej do
rozumu.
Derek był blisko z Laurą i
aktualnie wściekał się na Stilesa. Nastolatek wiedział, że brunet jest
rozsądny, przynajmniej przez większość czasu, ale nie miał pojęcia, jak Derek
może przyjąć jego słowa w takiej chwili. Na chwilę obecną też raczej odpadał.
Pozostali więc Erica, Boyd, Isaac
i Liam. Z Boydem nie było co gadać, bo to Erica była osobą, która decydowała za
nich dwoje. Isaac zwykle nie mieszał się w konflikty, tak samo jak Liam, więc
to od tej trójki pewnie powinien zacząć.
Spojrzał tęsknie na Dereka, który
ścierał krew ze swojej klaty. Tak blisko i tak daleko… Wmawiając sobie, że musi
być silny, podszedł do Erici i poprosił ją, żeby go odprowadziła. Wszyscy
patrzyli na niego podejrzliwie, ale nikt nie skomentował.
Kto by się spodziewał, że śmierć
alfy do tego stopnia może rozbić wilczą watahę?
Szli już dobry kwadrans, kiedy
Erica nie wytrzymała i spytała:
- No? Czego chcesz?
Stiles spojrzał na nią.
- Chciałem z tobą pogadać o
Peterze – przyznał. – Wiesz, że prędzej czy później musicie go zacząć słuchać?
Erica wzruszyła ramionami.
- Wszyscy to wiedzą, ale…
- … ale nikt nie zamierza się
stosować – dokończył za nią.
Uśmiechnęła się do niego
półgębkiem.
- Dalej mądrala z ciebie, co? –
Stiles tylko uniósł brwi. – Okej, dobra, masz rację. Wszyscy są źli na Petera
za zabicie Laury. Takich rzeczy się nie robi. Stado Hale’ów od wieków było
jednym z tych „lepszych”, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie dochodziło do sporów
o władzę lub status alfy i od setek lat składało się w większości z wilków
połączonych więzami krwi. Takie watahy są wyjątkowo rzadkie, możesz mi wierzyć
na słowo. To, co zaczęło się dziać teraz, to pogwałcenie wszystkiego, co stado
Hale’ów miało sobą reprezentować. Peter nie zasłużył na miano alfy i wszyscy
dobrze o tym wiedzą.
- Nie licząc Petera i dzieci,
tylko Derek i Cora są Hale’ami w tym stadzie. Cała reszta to outsiderzy.
Chcecie trzymać się tradycji tej watahy tylko dlatego, że nie chcecie Petera
jako alfy.
- Czy to ważne, jaki mamy powód?
Nikt go nie zaakceptuje.
- Okej, co proponujesz jako
alternatywę?
- Jak to co? Zabić go i zrobić z
Dereka alfę.
Stiles westchnął.
- Nie sądzę, żeby to był dobry
pomysł.
- Ciebie nikt o zdanie nie pytał.
- Jasne, że nie, bo jestem
większym outsiderem niż wy wszyscy razem wzięci – rzucił, zatrzymując się. –
Ale jako jedyny jestem z zewnątrz i mogę spojrzeć na całą sytuację z szerszej
perspektywy. Peter jest najstarszy i najbardziej doświadczony. Nikt go nie
lubi, bo straszny z niego kutas, ale jako jedyny w tej bandzie ma zdolności
przywódcze i intelekt, by rzeczywiście przewodzić. Derek nie jest dobrym
materiałem na przywódcę, nie teraz. Po pierwsze, nie wygląda mi na kogoś, kto
chce być przywódcą. Po drugie, jest młody i niedoświadczony i nie potrafiłby
podjąć właściwych decyzji. Nie w takich okolicznościach, jakie zaistniały teraz
i nie po tym, jak wymordowano mu praktycznie całą rodzinę. Pomyśl, Erica. Peter
to wasza ostatnia deska ratunku. Jeśli jemu coś się stanie, Derek nie poradzi
sobie z łowcami.
Erica spojrzała na niego
krytycznie.
- Myślałam, że nie lubisz Petera.
- Peter nie lubi mnie, a to
różnica – zauważył. – Okej, dobra, też za nim nie przepadam.
- Więc dlaczego go bronisz?
- Bo jako jedyny tutaj myślę
logicznie? Możecie go sobie zabijać jak już łowcy przestaną was ścigać, ale nie
wcześniej.
- Peter zabił Laurę.
- I odpokutuje za to w swoim
czasie, ale nie teraz. Teraz łowcy są poważniejszym problemem.
- Mamy tak po prostu ignorować,
że ją zabił?!
- Nie, oczywiście, że nie! Ale
popatrz na to z drugiej strony. Co, jeśli Peter miał rację? Co, jeśli w lesie
naprawdę ukrywał się inny wilkołak? Moc przechodzi na tego, kto zabije alfę,
prawda? Gdyby obcy wilkołak zdołał dopaść Laurę, wasza wataha nie miałaby alfy.
Byłoby po was, czyż nie?
Erica zagryzła dolną wargę,
milcząc przez pewien czas. Po chwili spojrzała na niego i spytała:
- Dlaczego rozmawiasz o tym ze
mną?
- Bo jeśli dam radę dotrzeć do
ciebie, dotrę też do Boyda. Liam i Isaac powinni zrozumieć, o co tak naprawdę
toczy się gra. Derek podąży, bo to jest to, co robi. Cora znowu zostanie
przegłosowana i nie będzie miała wyjścia, będzie musiała współpracować z
Peterem. Nie każę wam go lubić, tylko słuchać. Mam głupie przeczucie, że to
wszystko było z góry ukartowane. Jeśli będziecie podzieleni, staniecie się o
wiele łatwiejszym celem. Łowcy was zmiażdżą.
Erica dalej nie wyglądała na
przekonaną.
- Przemyśl to, okej? Tyle chyba
możesz mi obiecać, co?
Blondynka westchnęła ciężko.
- Niech ci będzie, pomyślę o tym.
- Super. Widzimy się za kilka dni
– pożegnał się.
Erica grała twardzielkę przez
większość czasu, ale była to tylko gra.
Bała się okropnie tego, co ich czeka, Stiles dobrze o tym wiedział. Chociaż
idąc do lasu zapewne chciała ze sobą skończyć, otrzymała zupełnie nowe życie.
Wyglądała fenomenalnie po przemianie. Stiles nie widział, żeby miała jakieś
ataki, więc możliwe, że już jej nie męczyła choroba. Dostać wszystko to, o czym
się marzyło i dzień w dzień bać się, że wkrótce zostanie ci to odebrane… Nawet
nie chciał sobie wyobrażać, jak musiała się czuć. Jeśli jednak chciała to
wszystko przeżyć, musiała wziąć się w garść i zacząć myśleć logicznie. Logika
zawsze była dla Stilesa kluczem do sukcesu i teraz też zamierzał się nią
kierować.
Wyszedł z lasu równie ostrożnie,
co zawsze, ale nikogo nie było. Przeszedł przez polną ścieżkę i wszedł za młode
brzozy, za którymi ukrył samochód.
Omal nie dostał zawału, kiedy
zobaczył opartego o swój samochód Chrisa Argenta, bawiącego się trzymaną w ręce
bronią.
- No, proszę, proszę – powiedział
mężczyzna, patrząc na niego z lekkim uśmieszkiem. – Kogo my tu mamy?
Serce Stilesa dosłownie stanęło.
Po głowie chodziło mu tylko „o Boże, o mój Boże, on mnie zabije, zabije mnie,
mój ojciec tego nie przeżyje”.
- Chyba musimy porozmawiać, nie
sądzisz?
Stiles przełknął ciężko ślinę,
cały czas patrząc na pistolet trzymany przez łowcę. Chris podążył za jego
wzrokiem i zmarszczył brwi.
- Nie zamierzam cię krzywdzić,
jeśli tego się boisz – powiedział, zabezpieczając pistolet i chowając go do
kabury.
Nastolatek nie wierzył mu za
grosz. Nie poruszył się ani o krok, próbując ocenić sytuację. Do lasu było
blisko, ale wątpił, żeby Chrisa Argenta powstrzymała bariera. Stiles był pewny,
że łowca przekroczyłby ją zaraz za nim. Żaden z wilkołaków nie był w pobliżu,
więc nawet znalezienie się w lesie nie dałoby mu praktycznie żadnej przewagi.
Było już ciemno, ale czy był na tyle szybki, żeby się ukryć?
- Dlaczego miałbym ci wierzyć? –
spytał, robiąc krok w tył.
- Daj spokój, Stiles. Chyba nie
sądzisz, że w wolnych chwilach poluję na durne nastolatki?
- Och, doprawdy? – rzucił Stiles,
robiąc kolejny krok w tył. – To w takim razie czuję się już zupełnie
bezpiecznie. Nie mam się czym martwić, prawda?
Chris wyprostował się.
- Co robiłeś w lesie, Stiles?
Masz w ogóle pojęcie, w co się wplątałeś?
- Czy to groźba? Grozisz mi?
- Stiles…
Nastolatek nie zastanawiając się
dłużej, obrócił się na pięcie i zaczął biec w kierunku lasu z nadzieją, że
mężczyzna nie zacznie do niego strzelać.
Słyszał, że Chris klnie za nim.
Stiles obejrzał się pospiesznie, żeby zobaczyć, czy mężczyzna go goni. Gdy
odwrócił się z powrotem, praktycznie wbiegł w drzewo, uderzając w nie mocno
ramieniem i przewracając się. Zrobił kilka obrotów po wilgotnej ściółce i
zatrzymał się cały poturbowany, z trawą i starą korą w ustach. Wypluł je z
niesmakiem.
- Aua! – jęknął cicho, łapiąc się
za ramię. Mistrz uciekinierów, Stiles Stiliński. A do tej pory był przekonany,
że takie efektowne przewracanie się w filmach jest totalnie naciągane.
- Przestań się wygłupiać! –
warknął Chris Argent, łapiąc go za bluzę na piersi i stawiając do pionu.
Wykręcił mu rękę na plecy i zaczął go prowadzić z powrotem. Stiles pojękiwał z
bólu, próbując się wyrwać, ale ojciec Allison był zbyt silny.
Po chwili doszli do samochodu
mężczyzny, którego Stiles wcześniej nie zauważył. Chris wepchnął go do tyłu i
wsiadł zaraz za nim, zatrzaskując drzwi i przykładając mu lufę broni do
policzka. Stiles zamarł.
- Uspokoisz się? – spytał łowca,
siląc się na spokój.
- Oczywiście, że nie! Trzymasz
pistolet przy mojej twarzy! Powinieneś przemyśleć swoje techniki relaksacyjne,
totalnie nie pomagają! – nawijał przerażony Stiles.
- Co robiłeś w lesie? Wiesz, że
jest tam niebezpiecznie.
- Powiedział facet przyciskający
lufę pistoletu do twarzy niewinnego nastolatka! Widać takie czasy, panie
Argent, nic na to się nie da… Au! – Chris złapał go za bluzę na ramieniu i
szarpnął.
- Co robiłeś w lesie, Stiles?! –
niemal krzyknął.
Ocho, wkurzył się, pomyślał
nastolatek.
- Spacerowałem? Co innego miałbym
robić jak nie spacerować? Taka piękna pogoda, aż się prosi o porządny spac…
Chris podniósł rękę, niemal się
pieniąc ze złości. Stiles skulił się. Nie miał pojęcia, co Chris zamierza z nim
zrobić, ale z pewnością nie będzie to nic przyjemnego.
- Wiesz o nich, prawda? – spytał
mężczyzna starannie modulowanym głosem. – Wiesz, co żyje w lesie. Powiedziałeś
komuś o tym?
- Niech pomyślę. Ojcu, Scottowi,
Allison, całej reszcie szkoły i moim wymyślonym przyjaciołom, Freddy’emu i
Maxowi. Byli trochę zaskoczeni, szczególnie Freddy, bo przecież…
Łowca odbezpieczył broń. Stiles
momentalnie umilkł, przełykając ciężko ślinę. Cały się spocił ze strachu.
- Wiesz, co stało się z dwoma
łowcami, którzy zostali ranni podczas ostatniej walki? – spytał Chris.
Stiles oblizał spierzchnięte
usta, patrząc na broń. Było ciemno, ale dobrze ją widział. Wiedział, że jeśli
Chris postanowi strzelić, nie miał żadnych szans na wyjście z tego cało. Wątpił
jednak, żeby strzelił do niego w swoim samochodzie.
Do tej pory Stiles pilnował, żeby
łowcy nie dowiedzieli się o jego wkładzie w całą historię, ale teraz
najwyraźniej się wydało. Stiles zawahał się. Czy jeśli się przyzna, że zna
watahę, to tym samym przypieczętuje swój los? Chris Argent nie wyglądał na
psychopatę, ale cóż, który psychopata na niego wygląda? I w sumie patrząc na
niego nikt by się nie domyślił, że w wolnym czasie biega po lesie i poluje na
cholerne wilkołaki.
- Nie? – zaryzykował.
Chris westchnął ciężko, zamykając
na chwilę oczy. Wyglądał, jakby go rozbolała głowa. Zabezpieczył znowu broń i
otworzył drzwi. Wyciągnął nastolatka ze swojego samochodu i popchnął go w
kierunku jego auta.
- Jakim cudem twój ojciec ma od
lat dostęp do broni i jeszcze cię nie zastrzelił, na zawsze pozostanie dla mnie
zagadką – rzucił z wyraźną irytacją.
- Puszczasz mnie wolno? – zdziwił
się. – Nie, żebym się nie cieszył, ale…
- Minuta dłużej w tym samochodzie
z tobą i nie byłoby czego z ciebie zbierać.
- Cóż, tata zawsze mi powtarzał,
że jestem niezwykle irytujący kiedy chcę i kiedy się stresuję. – Widząc minę łowcy, dodał pospiesznie: - Tym
razem był to oczywiście stres, nie żebym był irytujący specjalnie i lepiej się
już zamknę, zanim naprawdę mnie zastrzelisz.
- Tak zrób. – Łowca podparł się
pod boki. – Żeby było jasne. Wiem, że znasz watahę i jej pomagasz. Nie miej
jednak złudzeń, że inni łowcy nie będą dla ciebie tacy pobłażliwi jak ja.
Chris odwrócił się z zamiarem
pójścia do swojego samochodu. Stiles krzyknął za nim:
- To nie oni zabijają i dobrze o
tym wiesz. – Nawet nie był pewny, kiedy i dlaczego przeszedł z ojciec Allison
na „ty”. – Polujecie na nie bez powodu.
- Peter Hale zabił na moich
oczach swoją siostrzenicę. Jeśli to twoim zdaniem nie kwalifikuje się do
wpakowania mu kulki w łeb, oświeć mnie, co się kwalifikuje.
- Gerard Argent zabił na oczach
tych wilków masę ich krewniaków! Oczekujesz, że będą stać i przyglądać się tej
masakrze?
Chris uśmiechnął się z
politowaniem.
- To nie my zaczęliśmy tę
cholerną wojnę.
- Więc kto ją zaczął? Bo na pewno
nie byli to Hale’owie.
- Spytaj Petera. To on nie
potrafił upilnować swojej suki.
Patricia… Znowu ona. Stiles
zacisnął zęby, myśląc intensywnie. Co, jeśli Patricia naprawdę zaatakowała
Gerarda i Kate? Ale dlaczego? Czemu miałaby zrobić coś takiego? Nie zrobiłaby
tego bez powodu, prawda? Miała jakiś powód?
Co, jeśli miała jakiś powód? Co,
jeśli…
Daty… Daty śmierci Patricii i
zaginięcia Malii się zgadzały, więc co jeśli…
- Ach, tak. Patricia. – Nie miał pojęcia, czy miał rację, ale Chris
nie musiał o tym wiedzieć. - To na nią chcecie zwalić całą winę. Szkoda tylko,
że Patricia zwyczajnie chciała się zemścić za to, że Gerard zabił jej przybraną
córkę, Malię.
To miało sens. Patricia nie była
nowo przemienionym wilkołakiem, który nad sobą nie panował. Wiedziała, co
robiła. Była matką dzieci Petera, cieszyła się życiem, które początkowo nie
miało jej być dane. Dlaczego miałaby to niszczyć bezsensownym atakowaniem
Gerarda? Nie mogła być aż tak głupia, co świadczyło o tym, że ją sprowokowano.
Może nawet tym samym filmikiem, który Stiles odkrył na tajemniczym pendrivie.
Malię zabito, a ciało zostało
ukryte. Filmik trafił do Patricii. Ta wpadła w szał i nie myśląc długo,
zaatakowała Kate i Gerarda. Udało jej się zabić Kate, ale Gerard zdołał zabić
ją. Wściekły, że Kate została zamordowana, postanowił się zemścić na Hale’ach.
Patricia widocznie mu nie wystarczyła.
Tylko dlaczego Gerard ją
sprowokował? Jaki miał w tym cel?
Chris zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz?
Stiles spojrzał na niego z
niedowierzaniem.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie
wiesz?
- Nie wiem, co wilkołaki ci
powiedziały, ale…
- Nic mi nie powiedziały –
rzucił. Na końcu języka miał, że był w posiadaniu nagrania z całym zdarzeniem,
ale powstrzymał się. Jeśli Chris go tylko podpuszczał i cały czas o tym
wszystkim wiedział, taka wiedza w rękach Stilesa kwalifikowałaby się do zabicia
go. Wolał nie dawać łowcy dodatkowej amunicji. – Mam na to dowody. I zanim
postanowisz mnie z tego powodu zastrzelić, zostawiłem je w takim miejscu, żeby
trafiły w ręce policji jeśli coś mi się stanie – dodał pospiesznie, uświadamiając
sobie, że totalnie dał Chrisowi Argentowi dodatkową amunicję.
Jezu, to całe inwestygowanie szło
mu beznadziejnie.
Chris chciał coś jeszcze chyba
powiedzieć, ale Stiles pokręcił głową i poszedł do samochodu, kompletnie go
ignorując. Łowca coś do niego mówił, ale Stiles już był w innym świecie.
Przez całą drogę myślał o tym, co
właśnie sobie uświadomił.
Jeśli miał rację, Gerard celowo
sprowokował Patricię. Pewnie się nie spodziewał, że Kate oberwie rykoszetem,
ale było to totalnie zagranie celowe. Może potrzebował jakiejś wymówki do
zaczęcia wojny, żeby inni łowcy na niego krzywo nie patrzyli? Nie każdy łowca
musiał być tak postrzelony jak on, prawda?
I koroner… Upierał się, że dwie
pierwsze ofiary były zabite przez człowieka. Co, jeśli to był Gerard chcący
wywołać wojnę lub ktoś działający z jego polecenia? Co, jeśli to on stał za
tymi zabójstwami i zwalił winę na Hale’ów? Co, jeśli biegający na wolności
morderca działał z jego polecenia? Wydawało się to mało prawdopodobne, skoro
zabójcą był wilkołak lub jakaś inna nadprzyrodzona istota, ale nadal była taka
możliwość.
Było źle. Było bardzo źle. Jeśli
Gerard sobie to wszystko zaplanował, oznaczało to, że od początku chciał wojny
z wilkołakami. Chciał doprowadzić do tej sytuacji. Peter miał rację, łowcy nie
zabijali ich, bo ktoś ich robił w konia, tylko dlatego, że chcieli to robić.
Znalezienie mordercy nic by nie
dało, bo Gerard miał totalnie w dupie, kto faktycznie zabijał. Jego celem była
wataha. Z jakiegoś powodu chciał się jej pozbyć i był na najlepszej drodze,
żeby to osiągnąć. Pozostawało tylko pytanie, czy reszta łowców podzielała jego
poglądy?
Stiles zacisnął mocniej dłonie na
kierownicy. Nie miał pojęcia, jak może w ten sytuacji przysłużyć się
wilkołakom, ale zamierzał dać z siebie wszystko.
Musiał im pomóc. Musiał znaleźć
mordercę. Tylko jak to zrobić?
***
Hej :) Man nadzieję, że fabuła jeszcze ma dla Was jakiś sens ;) Jeśli nie, dajcie znać, spróbuję uratować sytuację =.=
Pozdrawiam!
Jak na razie jeszcze ma. Orientuje się (jako tako, ale zawsze) nawet mimo mojego niezbyt szczególnego zamiłowania do kryminałów...
OdpowiedzUsuńA poza tym, nie lubię Gerarda...
Pewnie że ma sens :) Uwielbiam Stillesa w Twoim wykonaniu, ta jego gadatliwość jest boska. Może powinien pokazać Chrisowi ten filmik?
OdpowiedzUsuńA do Petera jakoś mam awersję, naprawdę świnia z niego. No ale jeśli ma pomóc to chyba muszą dojść z nim do porozumienia...
Super rozdział 😀 Dziękuję bardzo 😊
Skąd pewność, że Chris nie wie o planach Gerarda? Równie dobrze może tylko udawać takiego świętego, żeby zdobyć zaufanie Stilesa i wyciągnąć od niego, czego już zdążył się dowiedzieć i czy jest przez to dla nich zagrożeniem;)
UsuńI łamiesz mi serce swoją opinią o Peterze! Nie wydaje ci się, że jego czyny można choć trochę usprawiedliwić tym, co go spotkało? ;)
Pozdrawiam!
Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałam <3 i żeby było jasne, nie zawiodłam się !
OdpowiedzUsuńJeszcze to ma sens! I podoba mi się, zważywszy na moje zamiłowanie do wszelkiego rodzaju kryminałów.
OdpowiedzUsuńCzekam tylko z niecierpliwością na jakieś rozwinięcie romansu I będzie ok. W ogóle podczas tego pościgu liczyłam, że nagle zza drzewa wyskoczy Derek i go uratuje. Ale Stilles jest mistrzem i doskonale poradził sobie sam. No, przynajmniej przez kilka pierwszych chwil c';
Ja z kolei nie mam postaci, której jakoś strasznie nie lubię. Przynajmniej na razie. ^^
Jest późno i praktycznie nie myślę, ale... Czyżby pan Argent naprawdę nie miał o niczym pojęcia? I może Gerardowi zależy na wojnie z wilkołakami ze względu na eksperymenty? Chce z ich genów wydobyć coś odpowiedzialne za leczenie ran... Chce się wyleczyć z raka! Dla niego życie ma znaczenie dlatego nie siada na tyłku ciesząc się ostatnimi chwilami. On szuka ratunku, ma nadzieję na wyzdrowienie.
OdpowiedzUsuńCzekam.
Astra
oczywiście, że fabuła ma sens, ale niektóre zdania już nie XD >"Łowca codo niego mówił" oczywiście rozszyfrowałam, i nie piszę tego by cię obrazić, tylko po prostu mnie to rozśmieszyło :D jesli chcesz to popraw :D
OdpowiedzUsuńno i podoba mi się, fajnie idzie fabuła, fajne są postacie, co do Petera.. jeszcze nie wiem, ale raczej sądzę że go nie polubię XD czekam na kolejny rozdział, chyba nie wytrzymam tygodnia :-:
O jej, no łowcy są podejrzani, wszystko jest podejrzane, kiedy przecięcie węzła.
OdpowiedzUsuńOmg. Omg mimo ze juz 11 rozdzial a nic wiecej w strefach seksu nie bylo oprocz pocalunku ;p to jestem taka nastawiona ze kazdy rozdzial coraz bardziej mnie cieszy ;) a jak sie pojawi scena lozkowa badz ...na innej powierzchni seksy to chyba mi krew sie pusci. ;)
OdpowiedzUsuńW kazdym razie jestem z toba. Weny i duzo duzo zdrowka ;)
Yaoistka^^
Ps; nie zmieniaj fabuly. Lec swoim pomyslem i wgl. Zawsze znajdzie sie ktos konu sie ktoslub ktos nie spodoba xD
OdpowiedzUsuńPsps; raczki w gore kto czeka na odc 7 serii6 teen wolf!:3 tak wiem... Juz mi wali na dekiel xD
Weny!!!:3
Świetny rozdział, fabuła wciąż na poziomie- czytałam aż dwa razy ten rozdzialik! :3 Pozwoliłam sobie pofantazjować jak to Derek decyduje się być ze Stilesem (nie oglądałam tego, także no xD), przytwierdza go gdzieś do ściany czy tam drzewka w lesie. Szepcze mu do ucha, że jest jego i nikt nie ma prawa go tykać. Potem całuje zaborczo w usta, nagle odrywa się od warg i dziabie w ramie, a potem...dzikie sexy na przypieczętowanie ich więzi *-*. Uh, za dużo pisze erotyków, przepraszam ;_;. *szuka chusteczek, krew z nosa się puściła*. Trzymam za Ciebie kciuki, żebyś wyrobiła się z nauką i znajdowała też chwile dla siebie- by znajdować więcej inspiracji, weny, jak i czasu dla bloga ;3. Jak wcześniej pisałam, trzymasz poziom fabuły, nie doszukałam się jakiś błędów, tzn. zamieszania. Wszystko wydaje się być dokładnie poukładane- także ma duży sens! C: Nie ma czego zmieniać, tzn. według mnie, jeśli ty chcesz możesz coś dorzucić, a co? Nie wiem..,nic dodać nic ująć, tylko czekać na dalszy rozwój akcji!
OdpowiedzUsuńPs. Czasami uśmiecham się jak głupia do siebie, gdy czytam twoje opowiadania. Brat aż się mnie zapytał czy romansuje z jakiś chłopakiem ;_;.
Pozdrawiam i uściskam
~Hashi
Nie lubię za bardzo kryminałów ale i tak kocham wszystko co napiszesz :* proszę tylko żeby to było troszkę mniej zagmatwane
OdpowiedzUsuńFabuła jest jak najbardziej spójna. Nie spodziewałam się konfrontacji Stillesa z Chrisem, ale wyłoniły się dzięki temu nowe perspektywy.
OdpowiedzUsuńStilles coś wykombinuje, zdolny jest :)
Nie spodziewałam się, że Stilles w ten sposób dowie się o więzi, stawiałam, że sam się wszystkiego domyśli, ale to też było super :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och juz wie, że to więź, ale ciekawi mnie czy Derek go chce, tylko nie chce cierpieć ewentualnie z powodu straty, bo wilk to na pewno, a ta rozmowa z Argentem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia